Halina Kunicka: staram się żyć rozsądnie
Z Haliną Kunicką, piosenkarką, żoną nieżyjącego już znanego dziennikarza Lucjana Kydryńskiego i matką Marcina Kydryńskiego – znawcy jazzu, rozmawia Magda Wieteska.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej gazetasenior.pl
Halina Kunicka urodziła się we Lwowie, ale zamiast pracy w zawodzie prawnika postawiła na artystyczną karierę, czym trafiła w dziesiątkę! Bo kto z nas nie zna takich przebojów, jak „Orkiestry dęte”, „Niech no tylko zakwitną jabłonie”, „Lato, lato czeka” czy „To były piękne dni”? Na drodze prywatnej i zawodowe spotkała osoby, które na trwałe zapisały się w polskiej kulturze, m.in.: Lucjana Kydryńskiego, Jerzego Derfla, Wiesława Gołasa, Jerzego Dobrowolskiego, Wojciecha Młynarskiego, Agnieszkę Osiecką, Wiesława Michnikowskiego, Irenę Kwiatkowską, Gustawa Holoubka.
Magda Wieteska: Od ponad 50 lat występuje Pani na scenie. Jak wyglądają Pani spotkania z publicznością?
Halina Kunicka: Zazwyczaj śpiewam piosenki, na które składają się znane i lubiane przeboje, ale także te, których publiczność nie zna, ale słucha ich z przyjemnością i bardzo się podobają. Spotkania z publicznością to albo mój pełen recital albo spotkania, na których opowiadam o sobie, swoim życiu, zawodzie. Bo tak mi się zdarzyło w życiu, że kocham to, co robię – śpiewanie. To jest dla mnie bardzo ważne i daje mi nieustanny napęd.
Wspomina Pani o tym także w książce „Halina Kunicka. Świat nie jest taki zły”, którą napisała Kamila Drecka. Jak pracowało się Paniom przy jej tworzeniu?
Ta książka to wywiad-rzeka. Mówię w niej o sobie: o śpiewaniu, ale i życiu, o moich radościach i smutkach. Kamila to wspaniała dziennikarka i osoba o bardzo dużej delikatności, takcie, kulturze. Odbyłyśmy wielokrotne długie spotkania. Ona zadawała pytania, ja odpowiadałam. Ale i ja pytałam ją o to, co chciałaby wiedzieć. Nie doszło do takiego momentu, gdy musiałabym odpowiedzieć „nie odpowiem na to pytanie”. Właśnie to świadczy o kulturze Kamili Dreckiej.
Przypomnijmy początki Pani kariery. Może nie wszyscy wiedzą, że jest Pani magistrem prawa, absolwentką tego kierunku na Uniwersytecie Warszawskim. Dlaczego właśnie prawo?
Miałam tylko 16 lat, gdy zdałam maturę. W tym wieku jeszcze nie bardzo wiadomo, co człowiek chciałby robić w życiu, czemu ma się poświęcić. Nie byłam w tym myśleniu odosobniona. Do studiowania prawa namówił mnie mój ojczym, który był adwokatem. Stwierdził, że to kierunek humanistyczny, pasujący do moich predyspozycji i zdolności.
Ale na trzecim roku studiów zaczęła się Pani przygoda ze śpiewaniem…
Tak, kiedy byłam na trzecim roku prawa, moja mama namówiła mnie do wzięcia udziału w konkursie wokalnym Polskiego Radia dla piosenkarzy amatorów. Zaczęłam chodzić do studia piosenkarskiego, które Polskie Radio zorganizowało dla wyróżnionych osób, wśród których i ja się znalazłam. Uczyliśmy się śpiewu, solfeżu, dykcji, interpretacji.
Pomimo to skończyła Pani prawo karne, broniąc pracy pt. „Udział prokuratora w procesie prywatnoskargowym”. Skąd taka dojrzała, jak na tak młodą osobę, decyzja?
W studiu piosenkarskim posmakowałam, co to śpiewanie, spotkania z publicznością, jaka to fascynująca przygoda. Ale myślałam, że potrwają tylko chwilę i dlatego skończyłam studia, aby mieć zawód.
Do śpiewania, wzięcia udziału w konkursie wokalnym namówiła Panią mama. Można więc powiedzieć, że to jej zawdzięcza Pani sukces?
Tak, to wyłącznie dzięki mamie! Miałam bardzo „rozśpiewany” dom. Mama pięknie śpiewała i grała na fortepianie. W naszym domu często rozbrzmiewały piosenki przedwojenne, wojenne, powstańcze, harcerskie. Długo by wymieniać…
Zbigniew Herbert pisze o Pani w wierszu „Dalida”. Przytoczmy ten fragment: „(…) na jego straży [życia Pana Cogito – przyp. MW] stoją Dalida, Halina Kunicka, Irena Santor. Dobre wróżki”. Jakie to uczucie – odkryć swoje nazwisko w wierszu słynnego poety? A może znaliście się Państwo i nie było to wcale zaskoczeniem?
Nigdy nie poznałam Zbigniewa Herberta. Gdy przeczytałam ten wiersz, byłam pełna szczęścia, radości i dumy. I wdzięczna, że tak ciepło i serdecznie o mnie i Irence Santor napisał.
Pani koncerty często zapowiadał Lucjan Kydryński, Pani późniejszy mąż. Ale znajomość między Państwem długo była tajemnicą. Pewnego dnia Pan Lucjan wyszedł na scenę i oświadczył…
„że urodziłam mu syna”. Tak, to była bardzo zabawna sytuacja. Niedługo potem na okładce poczytnego czasopisma „Ja i Ty” ukazało się nasze wspólne zdjęcie.
A okładkowe zdjęcie w „Kobiecie i Życiu”? Pani trzymająca na rękach malutkiego synka?
Tak, też je pamiętam. Marcin miał wtedy może trzy, cztery miesiące. Był ślicznym dzieckiem.
Jerzy Derfel, kompozytor i pianista, towarzyszy Pani podczas recitali. Prywatnie też się Państwo przyjaźnicie.
Jurek to wielki pianista i wielki przyjaciel. Przyjaźniłam się też z jego żoną, a Jurek z moim mężem. Wędrujemy razem od dziesiątków lat i jesteśmy w bliskiej przyjaźni. Moim drugim przyjacielem jest Czesio Majewski, z którym również przez wiele lat wspólnie występowałam. Bardzo go cenię i pracuje mi się z nim z wielką radością.
Pani impresario jest młody wiekiem dziennikarz, Andrzej Kurdziel. Jak współpracuje się z kimś sporo młodszym od siebie?
Andrzej to bardzo odpowiedzialny i bardzo pracowity człowiek, ojciec trojga dzieci. Łączy nas nić wzajemnej sympatii. Lubimy się, rozumiemy i bardzo dobrze nam się wspólnie pracuje.
Pięknie Pani wygląda. Jak Pani dba o formę, o zdrowie?
Staram się żyć rozsądnie. Nie stosuję jakiejś specjalnej diety, dużo spaceruję. Czytam, oglądam filmy, słucham muzyki, spotykam się z ludźmi. Uwielbiam wyjazdy w góry, szczególnie w moje ukochane Beskidy, którymi wciąż się zachwycam.
Powiedziała Pani kiedyś, że gdy przejdzie Pani na emeryturę, wstąpi w szeregi uniwersytetu trzeciego wieku. Podtrzymuje Pani to „zobowiązanie”?
Gdy przyjdzie ten czas – na pewno, bo chcę i lubię, żeby coś się działo. Mam trochę znajomych kobiet, które chodzą na spotkania UTW i są nimi zachwycone. Uważam zresztą, że to fantastyczny pomysł dla wszystkich emerytów, żeby nie zasiąść się w fotelu i nie wpatrywać się nieustannie w telewizor.
W takim razie trzymam Panią za słowo, choć z drugiej strony życzę sobie i Pani pozostałym fanom, abyśmy jak najdłużej mogli oglądać i słuchać Pani na scenie.
Jeżeli interesują Cię podobne informacje, zapisz się do Newslettera Gazety Senior Zapisz się do Newslettera
Polecamy również rozmowę z Teresą Lipowską:
- Halina Kunicka: staram się żyć rozsądnie - 12 grudnia, 2018
- Samochodem przez Białoruś - 9 stycznia, 2018
- UTW Wiedeń: nad pięknym modrym Dunajem - 2 stycznia, 2018