Melodia życia: wywiad ze Zdzisławem Grzelakiem, weteranem chóralnej pasji z Ostrowa Wielkopolskiego
Rozmowa z Zdzisławem Grzelakiem, członkiem Chóru Męskiego Echo w Ostrowie Wielkopolskim to fascynująca podróż przez ponad sześć dekad wokalnej pasji i muzycznych osiągnięć. Pan Grzelak dzieli się swoimi wspomnieniami, sięgającymi lat 50. XX wieku, kiedy zaczynał swoją przygodę ze śpiewem w chórach akademickich. W wywiadzie opowiada o swoim pierwszym solowym występie, podróżach koncertowych po Europie, a także o roli, jaką muzyka odegrała w jego życiu zawodowym i osobistym. Ponadto, z perspektywy długiej kariery w chórze, dzieli się spostrzeżeniami na temat wartości i korzyści płynących ze wspólnego śpiewania.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej gazetasenior.pl
Spis Treści
Początki wokalnej kariery
Kazimierz Nawrocki: Proszę opowiedzieć naszym Czytelnikom o początkach swojej wokalnej drogi? W jaki sposób trafił Pan do Chóru Męskiego Echo w Ostrowie Wielkopolskim, który niedawno obchodził Jubileusz 100-lecia swego istnienia?
Zdzisław Grzelak: Moje kontakty z muzyką, a zwłaszcza z aktywnością w chórach zaczęły się w latach pięćdziesiątych, kiedy jako student Uniwersytetu Poznańskiego na Wydziale Chemii z kolegami z roku rozpocząłem występy w chórach akademickich, a także w chórze przy parafii Św. Marcina w Poznaniu. W tym czasie często bywałem na koncertach chóru „Poznańskich Słowików” pod dyrekcją Stefana Stuligrosza, a także na przedstawieniach w Operze Poznańskiej, gdzie fascynowali mnie śpiewacy obdarzeni niskimi głosami tacy jak Henryk Łukaszek, Zygmunt Mariański, Marian Woźniczko, Albin Fechner, Igor Mikulin itd. Stwierdziłem, że mam z natury dobrze postawiony głos o tessyturze barytonowo-basowej. Ponadto dyspozycje psychofizyczne, jak słuch i wrażliwość muzyczna ukształtowały mnie później na odpowiednim poziomie wykonawczym jako solistę w amatorskich zespołach chóralnych.
Po ukończeniu studiów w 1959 roku i powrocie do Ostrowa zostałem wraz z moim kolegą z Uczelni Wiesławem Cieślakiem członkiem 16-osobowego zespołu wokalnego pod dyrekcją znakomitego muzyka i znawcy męskich głosów, kompozytora i aranżera zwłaszcza utworów na chór męski, profesora Leona Kaczmarka, który poznawszy bliżej moje warunki głosowe, zaczął przygotowywać mnie do roli solisty w tym zespole. W skład zespołu wokalnego wchodzili śpiewacy o świetnych głosach, przeważnie członkowie chóru męskiego „Echo”. Jednym z nich był Zygmunt Mieżyński ówczesny prezes chóru „Echo”, doskonały baryton, który usilnie namawiał mnie do wstąpienia w szeregi członków „Echa”. Nie mogłem mu odmówić i tak w 1960 zostałem członkiem 70-osobowego chóru męskiego, w każdym głosie po 18 osób.
Mój pierwszy solowy występ odbył się w ramach obchodów 40-lecia tego chóru Arią Skołuby z moniuszkowskiego „Strasznego Dworu” 31 marca 1963 roku przy akompaniamencie prof. Kaczmarka, który później towarzyszył mi w karierze solisty.
Zachęcony udanym początkiem rozpocząłem pilną naukę innych arii i pieśni odpowiadających mojej skali głosu basowo-barytonowego takich jak arii Miecznika ze „Strasznego Dworu”, pieśni Chorążego z „Hrabiny” Moniuszki, kuplety torreadora z „Carmen” Bizeta, romansu di Fiesco z „Szymona Czarnobrodego” Verdiego. Ponadto wykonywałem utwory o nieco lżejszym charakterze np. fragmenty musicalu „Południowy Pacyfik” Rogersa, „Kołysankę murzyńską” Clutsama, romans Mikołaja z operetki „Złota Dolina” Dunajewskiego oraz ballada „O pchle” Musorgskiego. Prezentacja tych utworów była efektem pedagogicznej pracy nie tylko prof. Kaczmarka, ale także pani Anieli Fechnerowej, śpiewaczki Opery Poznańskiej, prowadzącej wówczas klasę śpiewu solowego w Ostrowskiej średniej szkole muzycznej. Jej pedagogiczne zdolności pozwoliły mi znacznie poprawić umiejętności wokalne, prowadząc do zajęcia 4. miejsca na IV Ogólnopolskim Konkursie Arii i Pieśni im. Jana Kiepury w czerwcu 1970 roku w Krynicy-Zdroju. Uczestnictwo w tak poważnej imprezie muzycznej z udziałem artystów polskich scen operowych, jak Delfiny Ambroziak, Alicji Słowakiewicz, Aleksandry Imalskiej, Zdzisława Krzywickiego, Romana Węgrzyna wywołało moją nobilitację wśród ostrowskich melomanów, którzy podziwiali mnie jako amatora obdarzonego silnym głosem i barwą, kojarzonym z głosem czołowego polskiego basa Bernarda Ładysza. Stąd przez niektórych byłem nazywany „ostrowskim Ładyszem”.
Muzyka łagodzi obyczaje
Największy sens ma postrzeganie śpiewu nie jako celu samego w sobie, lecz jako środka wpływającego na funkcjonowanie człowieka w różnych przestrzeniach jego życia. Co Pan o tym myśli?
Zgadzam się z tym stwierdzeniem, że śpiewanie, zwłaszcza w chórach, znacząco wpływa na dyscyplinę, tak potrzebną w życiu przy podejmowaniu ważnych decyzji, na umacnianiu więzi koleżeńskich łączących ludzi w pracy, na uczelni, a w rodzinie na rozładowanie wytworzonych niekiedy napięć. Ma też wielki wpływ na zwiększenie wrażliwości na szeroko pojętą sztukę. W sumie jak to stwierdza klasyk „śpiew i muzyka łagodzą obyczaje”.
Śpiewanie to dla wielu wspaniała przygoda życia, dająca szansę nabycia umiejętności przydatnych w dalszym życiu i karierze. Co śpiewanie w chórze wniosło do życia w Pana przypadku?
Liczne koncerty „Echa” w prawie wszystkich krajach Europy pozwoliły nam poczuć się członkami rodziny europejskiej, co w czasach naszej młodości nie było łatwe, chociażby ze względu na trudności w uzyskaniu paszportu. Podróże te, nieraz uciążliwe, były jednak dla nas nobilitacją i wyróżnieniem, a przede wszystkim przygodą życia, pozwalającą na poznawanie ludzi i zwiedzanie Europy. Moje występy w tych koncertach, zwłaszcza popisy solowe, w istotny sposób wpływały na pełnienie funkcji dyrektora przedsiębiorstwa, pozwalając mi opanować tremę podczas wystąpień na forum zebrań załogi, spotkań z dyrektorami zjednoczenia czy ministerstwa, a tym samym być wiarygodnym w licznych naradach czy spotkaniach zawodowych.
Jakie, Pana zdaniem, są zalety i korzyści płynące ze śpiewania w chórze, oraz do jakiego wieku chciałby Pan śpiewać?
Moje śpiewanie to wspaniała gimnastyka płuc, precyzja i odpowiedzialność, szacunek dla siebie i dla słuchacza. Krótko mówiąc – szkoła życia. Aktualnie mam ponad 86 lat i nadal jestem czynnym śpiewakiem w Klubie Seniorów „Echa” oraz w chórze kościelnym przy Konkatedrze. Jeżeli zdrowie pozwoli, chciałbym jeszcze być aktywnym członkiem tych zespołów.
Chór Seniorów „Echa”
Jak wygląda aktywności seniorów, długoletnich członków chóru Echo?
Chór Seniorów powstał w 2005 roku, a założyli go członkowie „Echa”, którzy wycofali się z czynnego uczestnictwa w życiu artystycznym zespołu ze względu na wiek. Jednak „Sine musica nulla vita”, co znaczy bez muzyki, nie ma życia, spowodowała kontynuowanie działalności śpiewaczej. Koncertujemy dla różnych środowisk lokalnych, szczególnie dla starszego pokolenia. Spośród 25 członków założycieli w 2005 roku dzisiaj pozostało nas 12.
Najpiękniejsze wspomnienia
Jako członek chóru Echo brał Pan udział w wielu koncertach i przeglądach artystycznych, jak też wyjazdach zagranicznych. Patrząc wstecz, które wydarzenia utkwiły w Pana pamięci?
Wydarzeń tych było wiele, ale aplauz i owacja po występie „Echa” w zaprzyjaźnionym Teatrze Dramatycznym w Baia Mare (Rumunia) był niepowtarzalny. Ta owacja trwająca ponad 20 minut „wybuchła” po perfekcyjnym wykonaniu przez nas trudnej „Idylli Bihoreana”. W rozmowach z naszymi przyjaciółmi z chóru „Prieteni Muzici” dowiedzieliśmy się, ze żaden zagraniczny chór nie wykonał tego trudnego utworu tak po „rumuńsku” (dykcja) jak Echo.
Innym wydarzeniem był występ chóru na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce w 1997 roku, gdzie zachwycony wykonaniem programu „Echa” znany kompozytor Jan Twardowski oświadczył, że chór w tej chwili jest najlepszym chórem męskim w naszym kraju, bo wykonanie trudnego repertuaru, jakim naszpikowana jest muzyka cerkiewna, było idealne.
Co by Pan powiedział osobom, które chciałyby spróbować swoich sił w chórze?
Warto spróbować, jeśli spełniony jest podstawowy warunek, czyli słuch i w miarę postawiony głos. Dobrze byłoby umieć uaktywnić rezonator czaszkowy, czyli tzw. maskę, ale tu widzę rolę dyrygenta, którego osobowość jest najważniejsza. Nie bez znaczenia jest pracowitość, wrażliwość, a także dyscyplina w uczęszczaniu na próby.
Czym zajmuje się Pan na emeryturze, a co Pan robił wcześniej?
Na emeryturze dzielę czas pomiędzy trzy pasje: chóralistyka, uprawa ogródka działkowego oraz myślistwo w kole łowieckim „Daniel” Sośnie.
Wcześniej przez 27 lat byłem szefem Ostrowskich Zakładów Spożywczych „Ostrowin”. Prowadziłem własną firmę „Kademex”. Przez 8 lat byłem szefem Rad Nadzorczych Miejskiego Przedsiębiorstwa Remontowo-Budowlanego oraz Miejskiego Zakładu Oczyszczania. Jestem też członkiem Komitetu Organizacyjnego Zjazdów Koleżeńskich rocznika maturalnego – 1954 r.
Perspektywy na przyszłość
Jak Pana zdaniem tradycje wielogłosowego śpiewania w Ostrowie Wielkopolskim powinny być kontynuowane i czy są one ważne dla młodego pokolenia?
100 lat temu śpiewanie w chórze było jedną z nielicznych form rozrywki i spędzania wolnego czasu. Dziś to przede wszystkim okazja do rozwijania swojej osobowości i talentu. W Ostrowie chętni do śpiewania nie mogą narzekać, bo nieprzerwanie działają tu rozmaite chóry. Stąd nie bez przyczyny Ostrów określany jest jako „miasto chórów”. Działają tu: Chór Męski „Echo”, Chór Nauczycielski im. Stanisława Wiechowicza, Chór Stowarzyszenia Śpiewaczego „Lira”, Chór Konkatedralny p.w. św. Grzegorza.
Niestety, młodzież ceni muzykę, która oddaje jej stan ducha, a obecnie utwory wykonywane przez chóry nie należą do nich, bo zbuntowana młodzież nie akceptuje tej muzyki w większości określanej jako klasyczna.
Perspektywa rozwoju Chóru Męskiego Echo w drugim stuleciu w Pana oczach?
Według mnie należy przywrócić w szkołach średnich kameralne koncerty muzyki poważnej na wzór funkcjonowania tzw. „Artosu” w szkołach w latach 1951-1969.
Do „Echa” nie trafiają nowi śpiewacy. Chór się starzeje. Jedynym wyjściem jest aktywność dotychczasowych członków w pozyskiwaniu kandydatów spośród kolegów z pracy, tak bywało dawniej, znajomych, krewnych itp.
Ponadto perspektywy wyjazdów zagranicznych mogą być czynnikiem, który zmobilizuje młode talenty do wstąpienia w szeregi „Echa”. Tu potrzebny jest wysiłek Zarządu dla organizacji takich wyjazdów, na wzór Prezesa „Echa” z lat 1978-1990 Andrzeja Stodolnego, od którego kadencji rozpoczął się wielki „marsz” „Echa” po Europie.
Jak można zachęcać i włączać ludzi w dojrzałym wieku do większej aktywności, do przekonania ich, że zawsze coś trzeba robić, zarówno dla siebie, jak i dla innych?
Przekonanie o aktywności w wieku 60 + wynika przede wszystkim ze wskazań lekarskich i chęci dobrego samopoczucia. Aby to zapewnić, trzeba myśleć o samodoskonaleniu, bo, jak wiadomo, na naukę nigdy nie jest za późno. Warto więc zapisać się na Uniwersytet III wieku, aby zająć się np. udziałem w zajęciach chóralnych, gdzie można zaspokoić swoje ambicje w popularyzowaniu muzyki „łatwej, miłej i przyjemnej” nie tylko u cioci na imieninach, ale np. dla seniorów z domów pomocy społecznej.
Z archiwum „Gazety Senior”: podsumowanie roku 2023
W ramach podsumowania mijającego roku prezentujemy wybrane artykuły z drukowanych numerów „Gazety Senior”, które ukazały się w tym roku. Wybraliśmy treści i rozmowy, które wyróżniły się, stanowiąc swoiste podsumowanie tego, co ważne i interesujące dla społeczności czytelników „Gazety Senior”. Wywiad Kazimierza Nawrockiego ze Zdzisławem Grzelakiem ukazał się w grudniowym numerze „Gazety Senior” [12/2023].
Jeżeli interesują Cię te i podobne informacje, zapisz się do Newslettera Gazety Senior i bądź na bieżąco! Zapisz się do Newslettera
Zobacz również:
Jurek Owsiak – człowiek orkiestra. Rozmowa m.in. o geriatrii, emeryturze i wnukach
Nauczyciel z pasją: Ryszard Dolata o osiągnięciach, pasjach i zamierzeniach na przyszłość
- Ostrów Wielkopolski: miasto przyjazne seniorom. Z Prezydent Beatą Klimek rozmawia Kazimierz Nawrocki - 18 listopada, 2024
- Qigong – chiński sposób na długie życie w zdrowiu [WYWIAD] - 23 września, 2024
- Marzena Okła-Drewnowicz, Ministra ds. Polityki Senioralnej [WYWIAD]. Rozmawiają redaktorzy „Gazety Senior” - 25 lipca, 2024