Emeryturę chciałbym spędzić we Wrocławiu. Jacek Sutryk rozmowa.

Socjolog, w wieku zaledwie 27 lat został Dyrektorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu. Dziś odpowiada za sprawy społeczne we wrocławskim magistracie. Chwalony za życzliwość, troskę, empatię i wrażliwość, którą – jak sam przyznaje – koniecznie trzeba mieć, aby pracować na rzecz drugiego człowieka. O polityce senioralnej, potrzebach i możliwościach seniorów, rozwiązaniach systemowych w opiece nad osobami starszymi rozmawiamy z Jackiem Sutrykiem.

Reklama Reklama Amplifon

Gazeta Senior: Jest Pan dyrektorem Departamentu Spraw Społecznych we wrocławskim magistracie. Zajmuje się Pan współpracą z organizacjami pozarządowymi, zdrowiem, pomocą społeczną, sportem i rekreacją, kulturą. Wcześniej był Pan dyrektorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu. Odpowiedzialność za politykę społeczną to niełatwa sprawa. Jak odnajduje się Pan w takiej roli?
Jacek Sutryk: Generalnie dobrze, choć jest to niezwykle trudne zadanie. Bo praca z drugim człowiekiem i na rzecz drugiego człowieka wymaga wrażliwości, która jest niezbędna, aby wykonywać tę pracę jak najlepiej. W departamencie spraw społecznych zajmujemy się wieloma zagadnieniami, które klasycznie definiują politykę społeczną. Z drugiej strony dobrze, że te wszystkie dyscypliny są pod jednym dachem. Trudno robić politykę zdrowotną w oderwaniu od senioralnej, społecznej czy kulturalnej. One wszystkie się dziś przenikają, wzajemnie na siebie wpływają i mają wspólny mianownik.
Gdy jestem pytany, czy jestem politykiem, odpowiadam, że samorządowcem, a jeżeli już politykiem to z dopiskiem społecznym, czyli osobą, która próbuje zarządzać sprawami aktualnie najbardziej interesującymi mieszkańców. Jako socjolog dostrzegam, że to się bardzo zmieniło. Dziś te polityki (zdrowotna, kulturalna, społeczna) są najważniejsze dla ludzi. Nie dziwi mnie to, bo one rzeczywiście bezpośrednio wpływają na codzienną jakość życia.

G.S.: Czyli w magistracie zarządza Pan sprawami, które są mieszkańcom bardzo bliskie.
J.S.: Powiedziałbym nawet, że najbliższe. I tak dzisiaj myślimy w urzędzie, zadając sobie pytanie, w którym kierunku miasto powinno się rozwijać, jakie powinno stawiać priorytety. Ostatnie 15 lat kadencji prezydenta Dutkiewicza, kiedy trzeba było dźwignąć Wrocław na wyższy poziom infrastrukturalny, zbudować drogi, przeprawę przez Odrę, skanalizować miasto, zaznaczyło się naprawdę dużymi, kosztochłonnymi projektami o znaczeniu strategicznym, które dziś są dla mieszkańców oczywiste. Młodszemu pokoleniu trudno sobie wyobrazić, żeby się chwalić, że Wrocław jest w 99 procentach skanalizowany. Ale w 2014 r. byliśmy w ogonie. Udało się wyposażyć miasto w stadion, Narodowe Forum Muzyki, Teatr Capitol, nowy Port Lotniczy, dworzec. Obecnie takich dużych wyzwań mamy mniej, a wrocławian interesują sprawy dotyczące ich najbliższego otoczenia. Dziś jest czas na dobre projekty społeczne.

G.S.: Z wykształcenia jest Pan socjologiem. Czy decydując się na ten kierunek studiów, myślał Pan o pracy na rzecz społeczeństwa?
J.S.: Miałem już na studiach taki epizod, uczęszczałem na seminarium ze służb społecznych. I tak się szczęśliwie potoczyły później moje losy zawodowe. Na ostatnim roku studiów wyjechałem do Warszawy i działałem w dużej organizacji pozarządowej. Miałem tam okazję dotknąć zagadnień społecznych i tkanki tzw. trzeciego sektora, czyli organizacji pozarządowych. W tamtym czasie powstawały również najważniejsze dokumenty m.in. Ustawa o organizacjach pozarządowych. Poza tym zajmowanie się sprawami społecznymi uwrażliwia. Trzeba mieć jednak pewne kompetencje, aby sprawować nad nimi pieczę.

G.S.: Powrót do Wrocławia to przejście na drugą stronę, czyli objęcie stanowiska Dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Był Pan wtedy bardzo młodym człowiekiem – 27 lat i już tak poważne problemy do rozwiązania.
J.S.: To było duże wyzwanie dla mnie, ale i duża odwaga ze strony prezydenta, który mi tę funkcję powierzył. To sektor trudny, wrażliwy. Sporo pracy bezpośredniej z mieszkańcami i na ogół jednak niezadowolonymi z jakichś rozstrzygnięć.
Oczywiście pojawiały się wątpliwości, czy tak młody człowiek może się zajmować tak trudnym obszarem. Ale pomogło, że wyglądałem dużo starzej (śmiech).
Wcześniej faktycznie zajmowałem się tymi zagadnieniami bardzo naukowo, a tu trzeba było rozwiązywać konkretne problemy. To mnie wyposażyło w wiedzę, jakie naprawdę problemy tkwią w tej naszej wrocławskiej tkance społecznej.

G.S.: Czy do Departamentu Spraw Społecznych we wrocławskim magistracie zgłaszają się seniorzy? Z czym przychodzą, na co się uskarżają?
J.S.: Seniorzy to bardzo wdzięczna grupa. Odnoszę wrażenie, że nawet jeśli jest im źle, to jakaś duma, honorowe podejście do życia nie pozwalają im za dużo się uskarżać. Mała ilustracja: w sierpniu w ramach obchodów rocznicowych Powstania Warszawskiego odwiedzałem jednego z Powstańców, który mieszka we Wrocławiu. 93 lata, schorowany, mieszka z żoną – sanitariuszką powstańczą, którą notabene się opiekuje. Przez półtorej godziny próbowałem dowiedzieć się, czy w jakiś sposób można im pomóc. Mimo kilku prób usłyszałem tylko: świetnie sobie radzimy.
Seniorzy mimo niskich uposażeń potrafią doskonale zarządzać swoim niewielkim budżetem. Rzadko zdarzało mi się, aby senior próbował wykorzystać system albo w ogóle mieć jakieś nieracjonalne oczekiwania. I to wrażenie towarzyszy mi do dziś. To ludzie bardzo skromni w formułowaniu swoich oczekiwań.
Z drugiej strony po to są struktury pomocowe, i wciąż to powtarzam, żeby z nich korzystać. Nasza mentalność na szczęście się zmienia, bo kiedyś korzystanie z pomocy społecznej było źle widziane. Dziś powoli wszyscy stajemy się bardziej otwarci na wsparcie.

G.S.: Niektórzy mówią, że seniorzy są roszczeniowi.
J.S.: Szczerze mówiąc, z roszczeniowością spotykałem się w młodszych grupach. Poprzez fakt życiowych i zawodowych doświadczeń osobom starszym łatwiej pewne rzeczy rozumieć. Dystans do życia jest funkcją wieku i doświadczenia. Może to banał, ale tak jest. Łatwiej jest rozmawiać, wyjaśniać pewne działania, a czasem także brak działań jako urzędu, seniorom. Oni mają zdolność do porównywania różnych etapów historii. Młodszym pokoleniom z powodów oczywistych tego brak.

G.S.: Niedawno zakończyły się, trwające niemal miesiąc, Dni Seniora we Wrocławiu. Jak ocenia Pan to przedsięwzięcie? Czy takie wydarzenia są potrzebne osobom starszym?
J.S.: Według mnie emerytura to jest ten czas, który powinien być ciągłą fetą.
Ale Dni Seniora to nie tylko zabawa i Marsz Kapeluszy, który tak zwraca naszą uwagę. Bo wtedy odbywa się wiele wydarzeń, które mają charakter edukacyjny i w których z roku na rok bierze udział coraz więcej osób starszych.

G.S.: Podczas Dni Seniora seniorzy świętują, licznie biorą udział w wielu wydarzeniach kulturalnych, prozdrowotnych, sportowych, edukacyjnych. A jak jest na co dzień? W jakich obszarach najbardziej potrzebują wsparcia?
J.S.: Zanim o tym powiem, podzielę się jedną pretensją, jaką mam do państwa, które powinno być dla seniorów przyjazne. Mimo, że już od dawna dysponujemy danymi pokazującymi, że jesteśmy społeczeństwem, które bardzo szybko się starzeje, to państwo polskie zdawało się nie dostrzegać tego wyzwania demograficznego. Świadczy o tym fakt, że relatywnie późno powołano Departament Polityki Senioralnej, późno pojawiły się, i to dość nieśmiałe, programy wsparcia seniorów. Nadal nie mamy jednej spójnej polityki senioralnej. Brakuje innowacyjnego podejścia, a nadciąga srebrne tsunami. Na ten moment o sprawach seniorów mówi się coraz więcej, ale robi się tak samo mało. A samorząd powinien uczynić z tego absolutny priorytet. Ten obszar należy uznać za kluczowy. Autentycznie tak uważam i nie jest to opinia na potrzeby rozmowy do „Gazety Senior’.

G.S.: Dlaczego to jest tak ważne?
J.S.: Ponieważ przygotowanie dobrych rozwiązań w obszarach senioralnych zajmuje trochę czasu. Istnieją dwa zasadnicze obszary, które wymagają eksploracji i organizacji. Po pierwsze kwestia aktywizacji seniorów, wsparcie organizacji takich, jak kluby seniora, uniwersytety trzeciego wieku. Zaraz pewnie przesuniemy tę umowną granicę starości 60-65 lat w górę. To się wszystko bardzo szybko zmienia. Postęp w medycynie mamy ogromny. Długość życia w zdrowiu, która pozwala być aktywnym, będzie coraz dłuższa. Dlatego należy stwarzać warunki do tego rozwoju. Teraz robimy to m.in. poprzez Wrocławskie Centrum Seniora. Chcemy np. zwiększyć środki na wsparcie klubów seniora.
A drugie duże wyzwanie dotyczy kwestii opiekuńczych i takiego poukładania spraw w systemie, aby odpowiadał na te potrzeby seniorów. Dobrze zorganizowany system usług opiekuńczych, ale i pomocy sąsiedzkiej. Dobrze zorganizowane domy pomocy społecznej, także te dzienne domy. Widząc te wyzwania, próbujemy pozyskiwać środki europejskie. Zdobyliśmy blisko 20 milionów na domy pomocy społecznej tylko dla seniorów. Warto przy tej okazji poinformować osoby starsze, że uruchamiamy cztery dzienne domy pomocy społecznej. Dwa będą mieściły się w starym Ratuszu Brochowskim, który zostanie zrewitalizowany, trzeci przy DPS na ul. Karmelkowej, a kolejny w zrewitalizowanej kamienicy przy ul. Skoczylasa we wrocławskiej Leśnicy. Warto też dodać, że będą to miejsca prowadzone w nowoczesnej formule. Bo to, co powstaje, musi być na przyzwoitym poziomie. Chcemy myśleć współcześnie, korzystać z modelowych przykładów i rozwiązań w uwzględnianiu potrzeb seniorów.

G.S.: Nie wszystkie osoby starsze zamieszkują w DPS-ach… Czy i dla nich przygotowano jakieś rozwiązania ułatwiające codzienne funkcjonowanie?
J.S.: W szczególny sposób poruszyły mnie spotkania z kombatantami. Z dyrektor MOPS-u szykujemy program do nich skierowany. Tu, z racji wieku, mamy do czynienia z potrzebami zdrowotnymi i socjalnymi. Często są to osoby nawet po 90-tce. Niezwykle ważny jest system wsparcia opieki w domu, to jest w ogóle kwestia, która się bardzo zmieniła, bo jeszcze niedawno do DPS trafiały osoby w wieku 60 lat i potrafiły tam przeżyć kolejne 30. Dziś dążymy do samodzielności i pozostania jak najdłużej w miejscu zamieszkania.
Ta pomoc opiekuńcza to jest tak naprawdę wsparcie rodziny, aby nie stała się niewydolna. Nie stać nas dzisiaj na takie wyrzeczenia, jak np. rezygnacja z pracy, a poza tym na pewnym etapie opieki potrzebne są twarde kompetencje, np. medyczne. Po to wzmacniamy instytucje pomocowe, aby z nich korzystać, właśnie w takich sytuacjach. Chcemy też rozwijać system łóżek wytchnieniowych. Dobrze zorganizowany system wsparcia powinien zawierać różnorodne formy pomocy, dostosowane do potrzeb, uwzględniające choćby fakt, że rodzina opiekująca się seniorem też musi np. udać się do lekarza, by podreperować własne zdrowie.

G.S.: Czy urząd rozważa, aby Wrocławskie Centrum Seniora pojawiło się także bliżej seniorów, na osiedlach? Tak są zorganizowane centra seniora np. w Łodzi i Krakowie.
J.S.: Mamy taki plan, choć jeszcze za wcześnie, aby zdradzać szczegóły. Rozważamy także większą siedzibę dla Wrocławskiego Centrum Seniora. Działania aktywizacyjne muszą się dziać w ramach takich właśnie przestrzeni, a te leżą w gestii samorządu.

G.S.: Niedawno odbył się Kongres Rad Osiedli, na którym dyskutowano o reformie ustrojowej wrocławskich osiedli. Nie jest tajemnicą, że w radach osiedli działa wielu seniorów. Jak Pan ocenia ich zaangażowanie w lokalne sprawy? Czy przesadą byłoby stwierdzenie, że w sumie to seniorzy rządzą wrocławskimi radami?
J.S.: Wielu jest seniorów w radach i to bardzo dobrze, bo są elementem stabilizującym, można powiedzieć, że robią trochę za pamięć instytucji rady. Cieszę się, że w kadencjach, które wystartowały, udało się połączyć energię młodych z doświadczeniem seniorów. To zaczyna fajnie działać.
Działalność w radzie jest formą aktywizacji, ale i ciężkiej pracy społecznej. Trzeba chodzić do urzędów, rozmawiać z mieszkańcami, starsi ludzie bardzo poświęcają się tej pracy. Dzięki temu tak często mamy przy radach osiedla kluby seniora.

G.S.: Czy Wrocław będzie chciał zostać miastem przyjaznym starzeniu WHO?
J.S.: Taką aplikację złożyliśmy, czekamy na decyzję. Będzie to pewnego rodzaju manifest, ale i zobowiązanie do utrzymania tego prosenioralnego kierunku. Za rok mamy wybory samorządowe, ktokolwiek zasiądzie w gabinetach, nie będzie mógł zboczyć z tego kursu.

G.S: Praca urzędnika niesie za sobą różne obciążenia. Jak Pan wypoczywa, regeneruje siły?
J.S.: Ostatnio mam z tym pewien kłopot, z powodu braku czasu, ale staram się brać przykład z seniorów i pływam. Widzę, że osoby starsze bardzo chętnie korzystają z wrocławskich basenów. Zimą, sezonowo, narty. Poza tym tenis, choć ostatnio coraz go mniej.
Dodam jeszcze jedno i to bardzo na serio: regeneruję się na spotkaniach i wydarzeniach senioralnych. Tam zawsze jest tak miło. Czasem wspólnie pośpiewamy, porozmawiamy. Tu ważne jest, tylko żeby być.

G.S.: A dziś to jest wiele.
J.S.: Tak, dziś to jest bardzo dużo.

G.S.: Jak wyobraża Pan sobie swoją emeryturę? Czy są takie obszary, które chciałby Pan zagospodarować właśnie w tym czasie?
J.S.: Z każdym rokiem zbliżam się do wieku senioralnego, ale nie mam jeszcze sprecyzowanych planów, choć na pewno swoją emeryturę chciałbym spędzić we Wrocławiu. Mam nadzieję, że do tego czasu uda się stworzyć taki system wsparcia, aby można było mówić o marce miasta senioralnego. Postawić pieczątkę: przyjazne i bezpieczne dla seniorów.

G.S.: Zostanie Pan prezydentem wszystkich seniorów?
J.S.: To jest fajna perspektywa. Prezydentem wszystkich seniorów mogę zostać.

źródło: Gazeta Senior Wrocław, wyd. 6/2017. Rozmawiała: Linda Matus, red. Magda Wieteska

Polecamy także inne wywiady z Jacek Sutryk dla „Gazeta Senior” 

LINK. Kobiecy głos się liczy, Jacek Sutryk dla GazetaSenior.pl 16.10.2018 r.

LINK. Wrocław dla seniorów – Jacek Sutryk rozmowa, Gazeta Senior, wyd. 8/2018

 

Redakcja
CATEGORIES
Share This

Zapisz się do newslettera Gazety Senior!

To proste, aby otrzymywać nasz Newsletter, wypełnij trzy pola poniżej i kliknij „Zapisz mnie do Newslettera”. Usługa jest bezpłatna.


This will close in 0 seconds